6 listopada 2014

VIXX (Hongbin) - Gdy jest Twoim trenerem


Pierwsza część tego scenariusza to
moja praca na konkurs z polskiego.
Mmm... Yoo, jak kreatywnie xD
Jednak mam nadzieję, że wam się spodoba,
bo Hongbin.
VIXX.
Error.
I w ogóle.


2075 rok. Przyszłość. Nowa technologia, zupełnie inne życie. Większość ludzi myślała, że będzie to coś cudownego. Przełom w dziedzinie medycyny, elektroniki, robotyki. Jak jest naprawdę? Otóż samochody wcale nie latają, roboty nie pomagają w domach, a świat nie wygląda lepiej. Można by powiedzieć, że jest jeszcze gorzej niż było. Nad ludźmi panuje Kapitol, który robi wszystko, co chce i działa, jak chce. Dba tylko o swoich pracowników i o nikogo więcej. A wy? Zamieszkujecie jakieś tereny, które nie sprzyjają rozwijaniu się społeczeństwa. Musicie uważać na siebie, ponieważ gdzie nie pójdziecie, stajecie się ofiarami drapieżników, którzy są jeszcze bardziej przerażający niż w przeszłości. Brakuje wam jedzenia, czystej wody, nowych ubrań, ogrzewania i paru innych rzeczy, ale Kapitol twierdzi, że i tak macie za dużo. Wasi rodzice pracują do późna w fabryce, która już od jakiegoś czasu i tak nie przynosi większych zysków. No, ale narzekać nie możesz. Przynajmniej żyjesz i masz rodzinę.

Jeszcze ją masz. Każdy, kto jest niższej rangi niż pomocnicy w „Złotym Punkcie”, bo tak nazywacie Kapitol, musi bardzo uważać. Najmniejszy błąd jest karany śmiercią. Ludziom, przebywającym w mieście, nakazane jest mieć wzrok cały czas utkwiony w ziemię i nie odzywać się. Złamanie tego przepisu groziło chłostą na oczach całego miasta. To i tak, jak twierdzi Rada, najłagodniejsza kara. Nienawidziłaś tych urzędników całym sercem, ale nie mogłaś tego pokazać. Generalnie martwiłaś się tylko o siebie. Rodzina się do tego przyzwyczaiła. Może i byłaś egoistką, ale przynajmniej żyłaś. Słyszałaś wiele historii o tym, jak całe rodziny wstawiały się za sobą i na dobre im to raczej nie wyszło. Podsumowując. Przyszłość nie jest cudowna. Brak w niej sprawiedliwości i władzy. Ludzie zabijają siebie nawzajem. Kapitol nic nie robi, żeby było lepiej.
Teraz kroczysz korytarzem „Złotego Punktu” do głównego pomieszczenia w tym budynku. Strażnicy prezydenta wyważyli drzwi Twojego domu i siłą Cię stamtąd wywlekli. Widziałaś zagubienie i zdezorientowanie na twarzach rodziców. Najgorsze było to, że nie zobaczyłaś w nich strachu. Strachu o własną córkę, która zaraz może stracić życie, bo przecież do Kapitolu nie jedzie się po nic innego jak śmierć. Wsiadając do samochodu strażników, spojrzałaś na swoich przyjaciół. Patrzyli teraz w ziemię, jak przystało. Nie mogli podnieść wzroku, nie mogli nic powiedzieć, a co najgorsze ja nie mogłaś się z nimi pożegnać. I to bolało bardziej niż obojętność rodziców. Dojechaliście na miejsce. Idąc za strażnikami, rozglądałaś się wokoło. Siedziba prezydenta była jeszcze większa i wspanialsza niż ją opisywano. Wszędzie znajdowało się złoto i różnego rodzaju ozdoby. Nigdzie nie widziałaś aż tylu błyskotek. Teraz już wiedziałaś, czemu jest tak strzeżona. Gdyby okraść to miejsce, można by było żyć jak król. Mięlibyście jedzenie, wodę, ubrania. Jednak to, to jeszcze nic w porównaniu z głównym pomieszczeniem tej budowli. Okna były tak wielkie, że cały pokój po prostu tonął w słońcu, a złote ramy obrazów mieniły się jak klejnoty. Na środku znajdowało się biurko z dwoma krzesłami. Na nim leżały posegregowane dokumenty oraz pióro. Obrazy na ścianach przedstawiały całą dynastię, która panowała w waszym państwie, jednak nie było tam waszego obecnego prezydenta. Władza u was była dziedziczna i nikt się z tym nie kłócił. Chociaż można by było. Wpatrywałam się w to wszystko z otwartą buzią, kiedy nagle otworzyły się drzwi i wszedł przez nie sprawca waszych wszystkich problemów. Oczywiście publiczne nie powiedziałabyś tak o prezydencie. Za duże ryzyko, że ktoś doniesie o tym strażnikom. Razem z nim weszło jeszcze dwóch mężczyzn. Jeden z nich wyglądał  młodo. Prawdopodobnie był starszy o kilka lat ode mnie. Miał azjatycką urodę i piękne oczy. Drugi towarzysz, wyglądał okropnie. Włosy gładko przylizane, okulary, które trzymały się na sznurki i wstrętny strój. Jak można połączyć paski z kratą?
- Cieszę się, że już jesteś- zwrócił się do Ciebie nasz „władca”. – Może zechcesz usiąść?
Zrobiłaś to, o co mnie prosił. Usiadłaś na krześle naprzeciwko prezydenta. Tak bardzo go nienawidziłaś. Mimo tego, że jesteś u niego, nie powstrzymałaś się od ciętych słów.
- Nie wydaje mi się, żebym była z panem na „ty”- powiedziałaś oschłym tonem.
Igrałaś z ogniem. Dobrze o tym wiedziałaś, jednak to Ciebie nie zniechęciło.
– Przez pana nie zjadłam kolacji. To chyba niedobrze, prawda? Chyba nie chciałby pan stracić kolejnego nic nieznaczącego człowieka w swoim państwie.
- Podziwiam pani odwagę- był widocznie… oczarowany? Tak, chyba tak. Zmarszczyłaś brwi. – Nie każdy byłby w stanie obrażać kogoś tak ważnego, jak ja. Gdybyśmy byli na zewnątrz, a wokół nas ludzie, chętnie bym panią za to powiesił.
Tylko się uśmiechnęłaś na te słowa. Rozglądnęłaś się po pokoju. Młodszy chłopak, który przyszedł z prezydentem, cały czas się na Ciebie patrzył. Normalnie „zabijał Cię” wzrokiem. Nie podobało Ci się to.
- Co pana skłoniło do zaproszenia mnie, zimnej dziewczyny, mającej pana zasady „gdzieś”, do tak wspaniałego miejsca jak to?
- Potrzebuję więcej strażników- powiedział spokojnie. – Jak zapewne wiesz, ostatnio nie jest za wesoło na świecie. Ciągłe kłótnie, spory. Kiedy nadejdzie moment i będę potrzebował ochrony, chcę mieć jak najwięcej ludzi do strzeżenia mnie.
Teraz nawet nie ukrywałaś zdziwienia. Wszyscy w pomieszczeniu spojrzeli na prezydenta, jak na wariata.
- Przecież strażnikami mogą być tylko mężczyźni- powiedział niezadowolony Azjata. – Poza tym… Spójrz na nią. Nie nadaje się na strażnika.
- Nie wiem skąd u ciebie takie nastawienie, Hongbin'ie- powiedział do niego prezydent Lee. - Jest lepsza niż myślisz. A zasady zawsze można zmienić.
- A-ale będę jedyną dziewczyną- nie podobało Ci się to. Poza tym skąd on wie, że jesteś lepsza?- Nie zgadzam się.
- I ja to popieram- spojrzałaś na Hongbin'a morderczym wzrokiem.
Nie lubiłaś takich osób jak on. Arogancki, egoistyczny. Kto go w ogóle tutaj wpuścił?!
- Czy ty zawsze musisz się ze mną kłócić, synu?
Czy on powiedział to słowo na „s”?! On nie może być jego synem. Po prostu nie może.
– Decyzja zapadła. Będzie się szkolić na strażnika i to pod Twoim okiem. Masz dopilnować, żeby była odpowiedzialna i przede wszystkim mniej drażliwa.
- A może ktoś zapytałby mnie, czy się zgadzam?!- wykrzyknęłaś wściekła. Czemu nikt mnie nie słucha?! – A może ja nie chcę być strażnikiem?! Pomyślał ktoś o tym?!
- Akurat w tej kwestii nie masz nic do gadania- powiedział Lee z drwiącym uśmieszkiem na ustach, pokazując zdjęcia Twoich przyjaciół. – Albo się zgodzisz, albo będziesz ich miała na sumieniu.
Wybór był prosty.


Tydzień, minął tydzień odkąd Kapitol „przygarnął” Ciebie do siebie. Cały czas trenujesz. Trenujesz albo jesz. I tak w kółko. Hongbin jest jeszcze bardziej nieprzyjemny niż na początku. Budzi Cię wcześnie rano i każe iść spać późno w nocy. Tak na dobrą sprawę to wcale nie musisz spać. Masz jakąś dwugodzinną przerwę i potem znowu to samo. Każdego dnia. Spałaś właśnie na stołówce koło swojego jedzenia, kiedy poczułaś kopnięcie w żebra. 
- Czy ja ci pozwoliłem spać?- zapytał Cię Hong, jak zawsze „ciepłym tonem”, pełnym miłości i uwielbienia… 
Czujecie ten sarkazm? 
Jak zawsze był ubrany w czarny strój. Jego brązowe włosy nawet całkiem dobrze komponowały się z wizerunkiem okropnego i bezdusznego trenera.
- Oj, daj spokój- jęknęłaś, prostując się. Jego uderzenie nie było tak mocne, jak to sprzed kilku dni. – Jestem zmęczona.
- Nie wiem, co powiedzieliby twoi przyjaciele, gdybym złożył im wizytę.
Wszyscy w pomieszczeniu patrzyli na was. Chłopcy zdążyli się przyzwyczaić do Ciebie. Nie było nawet tak źle, jak myślałaś. Na te słowa podniosłaś się i popatrzyłaś na niego. 
– Nie pomyślałbym, że aż tak ci na nich zależy. Wolisz mocno oberwać niż pozwolić ich zabić. Gratuluję głupoty.
- Ja przynajmniej mam kogoś, na kim mi zależy- powiedziałaś do niego.
Nie interesował się nikim, gardził wszystkimi, uważał się za najlepszego. Tacy jak oni nie mają przyjaciół.
Posłał Ci spojrzenie tak przepełnione chłodem, że aż zrobiło Ci się zimno. Złapał Cię za nadgarstek i wywlókł z pomieszczenia. Kiedy byliście już daleko, dosłownie rzucił tobą o ścianę. Jęknęłaś po spotkaniu z twardą powierzchnią. Stał teraz bardzo blisko i ciskał piorunami w twoją stronę.
- Nigdy- wysyczał. – Nigdy nie waż się mówić, że nie mam kogoś, na kim mi zależy, jasne?! Umiem zabijać na 1000 sposobów i naprawdę nie chcesz mnie rozzłościć. 
– Nienawidzisz mnie od samego początku, zamęczasz na śmierć i chcesz zrobić krzywdę moim przyjaciołom. Może jeszcze mi powiesz, że tak okazujesz uczucia?
- Nic o mnie nie wiesz- puścił Cię. Nareszcie mogłaś normalnie oddychać. – Za 10 minut widzę cię na sali treningowej.
Jak ja nienawidzę tego człowieka!


Unik. Pchnięcie. Odwrót. Unik. Pchnięcie. Odwrót. Unik. Pchnięcie. Odwrót. Unik. Pchnięcie. Odwrót. To samo jeszcze z dziesięć razy. Treningi z nim to był koszmar. 

Jednak wytrwałaś do przerwy. Zjechałaś w dół po ścianie, licząc która część ciała nie ma jeszcze siniaków. Jak na razie żadna. 
- Jak jest na zewnątrz?- usłyszałaś głos z drugiego końca pomieszczenia.
- Czyżby złote dziecko Kapitolu nie wiedziało, jak żyją inni ludzie?- zapytałaś z drwiną w głosie. To było śmieszne.
- Pytam poważnie- usiadł obok Ciebie, jakbyście byli przyjaciółmi. Jednak nimi nie jesteście. 
- W porównaniu z życiem na zewnątrz twoje treningi to pestka- powiedział na co Hongbin się zaśmiał. Całkiem przyjemny dźwięk.
- Jest aż tak źle?- teraz, kiedy tu siedzicie, to jest nawet miłe uczucie. W końcu nie próbuje Cię zabić.  
- Ludzie głodują, nie mają ogrzewania ani ciepłej wody- powiedziałaś bez zastanowienia.- Właściwie to żadnej wody. Jednak można się do tego przyzwyczaić.
- Nie wiedziałem, że jest aż tak źle- w jego głosie wyczułaś poczucie winy. To było trochę dziwne.
- To nie twoja wina. Nie ty jesteś prezydentem.
Hmm… To było niespotykane, ale naprawdę tak sądziłaś. Przecież to nie on terroryzuje ludzi i nie odbiera nam praw. Chyba nie jest aż taki zły. 
– Dlaczego twój ojciec tak bardzo chce, żebym była strażnikiem?
- Można powiedzieć, że od dłuższego czasu ciebie obserwował- zaczął powoli, jakby bał się, że powie coś nie tak. – Znaczy, obserwuje wszystkich ludzi w państwie, ale na tobie skupił się najbardziej. Fascynowało go to, że byłaś inna. Kiedy stawałem na warcie, żeby ciebie pilnować, nie rozumiałem jego zachwytu. Aż pewnego dnia w końcu dotarło do mnie, dlaczego tak bardzo mu na tobie zależy. Byłaś odważna, nie obchodziły cię prawa wyznaczane przez mojego tatę, jednak się pilnowałaś. Silna wola i determinacja. To mnie w tobie urzekło. Mój ojciec widział to trochę inaczej. On opisuje cię jako inną. Od ludzi różnisz się wieloma rzeczami. Na przykład tym, że masz bledszą skórę niż otaczające ciebie osoby.  Wprowadzaliśmy twoje dane do komputera, ale on przestawał pracować po naciśnięciu „pokaż”. Urządzenia elektroniczne nie potrafiły cię zidentyfikować. Wykraczałaś poza granice logiki. Jednego wieczoru, kiedy znowu pełniłem wartę przy twoim domu, moi koledzy mówili, że wyglądasz jak lalka. Zastanawiali się czy oddychasz i dlaczego nigdy nie płaczesz. Wszystko w tobie ich zachwycało. Twój nos, oczy. Dla nas, strażników, byłaś jak maszyna. Robot zdolny do zabijania. Nie wyrażałaś emocji ani jakiegokolwiek wdzięczności za to, że żyjesz. Taka bezdźwięczna maszyna nieposiadająca serca. Twoje uczucia są jak sekret, który trudno ujawnić. Dla mojego ojca już zawsze będziesz „niebezpiecznym pięknem”. Jego ciekawość sprawiła, że stał się obsesyjny- w tym miejscu urwał, by na Ciebie spojrzeć. Siedziałaś w milczeniu, przetwarzając jego słowa. Niebezpieczne piękno
– Dla niego jesteś jak tajna broń. Dlatego cię tutaj przywiózł. Chce cię chronić, a jednocześnie patrzeć, jak się ze mną męczysz. Traktuje cię, jak członka rodziny.
- Musiałeś się czuć okropnie- powiedziałaś do niego. – Przeze mnie ojciec nie zwracał na ciebie uwagi. 
- Przyznam, że na początku cię nienawidziłem- westchnął.- Ale teraz rozumiem jego fascynację. Jesteś niesamowita.
To mnie trochę zaskoczyło.
- To co? Wracamy do treningu?- zapytałaś, wstając.
Musiałaś coś zrobić, żeby ukryć rumieńce na twarzy.
- Tak pewnie- uśmiechnął się do mnie.
Teraz to już nie wiem, czy go nienawidzę. I to mnie najbardziej przeraża.


- Nie wiem czy to jest dobry pomysł- powiedziałaś do Hongbin'a, kiedy wsiadaliście do auta. – Nigdy nie wychodziłeś poza Kapitol.

- Skoro w przyszłości mam być kolejnym prezydentem, to trzeba zapoznać się z ludźmi- uśmiechnął się do Ciebie. Zdecydowanie robił to za często. – Poza tym, co złego jest w poznaniu twojej rodziny?
Nie odpowiedziałaś. Ostatni raz w domu byłaś dwa miesiące temu. Kiedy rodzice dowiedzą się, co robiłaś przez ten czas… Nawet nie chciałaś o tym myśleć. Mój tata od zawsze nienawidził „Złotego Punktu”. Gdy jego córka przyjdzie z synem waszego władcy, to prawdopodobnie wpadnie w szał. Droga zajęła wam niecałe dwadzieścia minut. Tyle się zmieniło. Drzewa miały zieleńszy kolor niż kiedy wyjeżdżałaś. Wszystkie domy zostały ogrodzone płotami, które, na twoje oko, zdołałyby powstrzymać rozwścieczone zwierzęta. Wszyscy z ciekawością wpatrywali się w samochód, którym jechaliście. To nie było normalne, że ktoś z Kapitolu tak bez okazji przyjeżdża do ludzi. Zatrzymaliście się przed twoim domem. Hongbin chciał już wysiąść, ale go zatrzymałaś..
- Może lepiej pójdę przodem, wtedy będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że tata zrobi Ci krzywdę na dzień dobry.
Kiedy znalazłaś się na zewnątrz, ludzie patrzyli na Ciebie oskarżycielskim wzrokiem. Już miałaś iść do przodu, kiedy poczułaś czyjąś rękę na ramieniu. 
- Czemu oni- Hongbin wskazał palcem na gapiów – patrzą się na ciebie, jakby chcieli cię zabić?
- Jestem teraz „córką Złotego Punktu”- wyjaśniłaś. – U nas jest to coś na wzór zdrady.
- Zdarzyło się już coś takiego?!- był widocznie zdziwiony.
- Dziadek był strażnikiem- powiedziałaś z uśmiechem i ruszyłaś w stronę domu.
Mimo tego, że dookoła wszystko się zmieniło, twój dom pozostał taki sam, jak wtedy, kiedy go opuszczałaś. Wchodząc do środka, miałaś wrażenie, że już nie jesteś tu mile widziana… I chyba miałaś rację. Tata siedział na kanapie, jak tylko was zobaczył, jego twarz poczerwieniała.
- No proszę- powiedział ojciec z wrednym uśmieszkiem. – Czyż to nie nasza najukochańsza córeczka? Nie ma to jak po kilku miesiącach odwiedzić rodzinę. Jak się bawiłaś? Sądząc po tym, że przyszłaś tu z tym- w tym miejscu popatrzył na Hongbina z wrogością w oczach – wyrzutkiem społeczeństwa, wnioskuję, że nieźle. Oczekujesz, że przyjmę cię z otwartymi ramionami?
Kiedy tylko tata to powiedział, ochrona, jaką dostaliśmy na wyjazd, zaczęła iść w jego stronę. Mój towarzysz powstrzymał ich skinieniem ręki. 
- Radziłbym panu panować nad słowami- syn prezydenta wydawał się być spokojnym. Bardzo Cię to zdziwiło, ponieważ myślałaś, że od razu wybuchnie. 
– Pana córka przyjechała tutaj po to, żeby zobaczyć się z rodziną i przyjaciółmi, a nie, żeby się kłócić. Przez ten czas nie odwiedzała państwa, ponieważ musiała skupić się na treningu. Dostąpiła zaszczytu bronienia prezydenta, a pan powinien być dumny. Czy tak ciężko to zrozumieć?
- Ty po prostu nic nie rozumiesz- odpowiedział mu mój ojciec. – To nie zaszczyt, to przekleństwo. Kiedy rozpęta się wojna, moja córka może zginąć. Ucieszyłoby to twojego ojca, gdyby był na moim miejscu?
Hongbin wydawał się być zszokowany tym, co powiedział twój tata. Odkąd byłaś w Kapitolu jego rodzic w ogólne do niego nie przychodził. Nie martwił się. Mój „trener” spojrzał w stronę rodziców i wyszedł z domu. Pokiwałaś tylko głową i wyszłaś za nim. 
- Poczekaj- krzyknęłaś do niego.
Był spory kawałek od Ciebie. Nie wiem, jakim cudem udało mu się tyle przejść. Zatrzymał się. Podeszłaś bliżej. Odwrócił się w twoją stronę, ale w jego oczach nie widziałaś już tej radości, że jedzie gdzieś indziej niż na delegację, lecz smutek. W ogóle nie pomyślałaś, że może być smutny... Wściekły, zirytowany, szczęśliwy, zdeterminowany, ale nie smutny. Po prostu go przytuliłaś. Wtulił się w Ciebie jak małe dziecko. Wywróciłaś oczami, bo przecież ma on dwadzieścia jeden lat, a nie trzy. Jednak go rozumiałaś i starałaś się nic nie mówić. Całą sytuację przerwał nam twój przyjaciel Ken.
- Dawno się nie widzieliśmy- był zły. Stwierdziłaś to po jego oczach i zaciśniętych pięściach. – Zapomniałaś już o starych znajomych?
- Przecież wiesz, że nie- odpowiedziałaś mu.
Hongbin się odsunął, a wyraz jego twarzy od razu się zmienił. Teraz była ona obojętna. 
- Skąd mam wiedzieć? Przecież teraz wolisz strażników. W czym oni są lepsi od nas? Niszczą tylko nasze środowisko i wszystko dookoła!
- Powstrzymaj się od komentarzy na temat strażników- mój towarzysz nie patrzył na chłopaka. – Nie zapominaj, że i JA, i ONA jesteśmy tymi „niszczycielami”- zaakcentował te dwa słowa. – Poza tym  jeżeli nie umiesz okazać szacunku to…
Hongbin'owi nie było dane skończyć, ponieważ niedaleko was spadło skrzydło samolotu. Zaraz potem kolejne, trochę dalej kadłub. Nie wiedzieliście, co się dzieje. Wszędzie słyszałaś wystrzały, w powietrzu czuć było proch, a wszyscy mieszkańcy uciekali w popłochu. Rozpętało się istne piekło, a wy nie wiedzieliście, dlaczego. Nagle obok was pojawił się prezydent Lee w kuloodpornej kamizelce. 
- Proszę Pana- wrzeszczałaś, próbując przekrzyczeć hałas. – Co się dzieje? Co to jest?
- To moja droga- powiedział spokojnie, patrząc w twoje oczy – jest wojna.

- Jaka wojna? - zapytałaś zdenerwowana. - Nie pisałam się na coś takiego.

- Nie masz wyjścia - powiedział prezydent. - Obiecałaś.
- Nie chcę zginąć - oznajmiłaś.
- Nie zginiesz - do rozmowy wtrącił się Bin. - ____, zachowaj spokój.
- Wszędzie słychać strzały, a ty mówisz mi, żebym była spokojna?
Chłopak podszedł do mnie i złapał moją twarz w dłonie.
- Spójrz na mnie - rozkazał.
Popatrzyłam na niego. Bałam się, byłam przerażona. 
- Nie pozwolę, żeby coś Ci się stało.
- Poza tym - odezwał się mężczyzna. - Nie będziecie walczyć.
- To co mamy robić? - zapytałaś.
- Czekać - skończył rozmowę i wyszedł z pokoju.
- To są jakieś jaja - skomentowałaś to. 
Hongbin usiadł obok Ciebie na ziemi. Przez chwilę siedział nieruchomo, jednak po chwili objął Ciebie ramieniem.
- Co się teraz z nami stanie?
- Naprawdę nie wiem - westchnął chłopak. - Możliwe, że to tylko takie podchody.
- Mam nadzieję - wtuliłaś się w niego.
Prawda była taka, że polubiłaś chłopaka. Bardzo nawet. Jego stosunek do Ciebie też się zmienił. Był bardziej wyrozumiały, opiekuńczy. Po dwudziestu minutach do sali wszedł generał Park.
- Sytuacja opanowana - uśmiechnął się.
- Co to było? - podniosłaś się i podeszłaś do niego.
- Zwykła prowokacja - oznajmił. 
- Czy ktoś ucierpiał? - zapytał Hongbin.
- Nikomu nic się nie stało.
- Chociaż tyle - powiedziałaś cicho.

- ____ noona! - zawołał Cię MiSung. - Tak dobrze?

- Musisz trochę wyżej podnieść nogę - poinstruowałaś chłopca. 
- Od kiedy to awansowałaś na trenera? - zapytał mnie Bin, wchodząc do sali.
- Jak ktoś się obija to trzeba go zastąpić - wystawiłaś mu język. - Jeszcze dziesięć okrążeń - powiedziałaś do chłopców.
- Jesteś strasznie ostra - stwierdził Koreańczyk.
- Uczyłam się od najlepszych - uśmiechnęłaś się.
- ____ noona, to Twój chłopak? - zainteresował się jeden z uczniów. 
- To jest... - zaczęłaś, ale Hongbin Ci przerwał.
- Tak, jestem jej chłopakiem - powiedział, nachylając się do chłopca. - Dlatego nie możesz jej podrywać, jasne?
- Arraso - powiedział młodszy i pokazał kciuki w górę. - Jesteście najlepsi!
Zarumieniłaś się, a Twój trener szczerzył się jak głupi. Po skończonych zajęciach postanowiłaś porozmawiać z Lee.
- Dlaczego tak powiedziałeś? - złapałaś go na korytarzu. 
- A nie mogę? - zapytał.
- Ale my nie jesteśmy razem - oznajmiłaś.
- Jeszcze - sprostował chłopak.
Zarumieniłaś się.
- Jak to?
- Lubię Cię, ____ - powiedział. - Dlatego będę mówił wszystkim, że jesteśmy razem!
Złapał Cię za rękę i przyciągnął do siebie.
- A Twój tata pozwoli Ci na to?
- Nie ma nic do gadania - oburzył się. - Nawet jak mnie gdzieś zamknie to i tak znajdę sposób, żeby do Ciebie przyjść - pogłaskał Cię po głowie. - Kocham Cię, ____. 
- Ja Ciebie też - powiedziałaś cicho.
Po chwili poczułaś, jak usta chłopaka lądują na Twoich. Hongbin pocałował Cię, a przechodzący obok was Strażnicy, zatrzymywali się. 
- Przestań - zarumieniłaś się. - Wszyscy patrzą.
- Niech zazdroszczą - uśmiechnął się i ponownie zbliżył się do Ciebie, żeby złożyć na Twoich ustach kolejny pocałunek. Tylko, że ten różnił się od poprzedniego. Był bardziej namiętny. 
- Teraz ten mały nie będzie Ciebie podrywać - powiedział i przytulił Cię do siebie. 
Zaśmiałaś się i objęłaś go.  Teraz byłaś szczęśliwa i nawet jeśli nie zaczęliście najlepiej to ucieszyłaś się, że tak to się zakończyło.



Końcówka jest okropna, 
ale musiałam skończyć przed przyjazdem mamy, więc...
Jednak mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu się wam spodoba.
Do tego scenariusze będę teraz dodawane coraz rzadziej, 
ponieważ mam teraz strasznie dużo nauki w szkole.
Codziennie kilka kartkówek i sprawdziany,
ale postaram się robić wszystko co w mojej mocy,
żebyście nie czekały zbyt długo na kolejnego posta.


Mogą być błędy, ponieważ scenariusz jest nie sprawdzony. 

7 komentarzy:

  1. W końcu doczekałam się zakończenia. Nie masz, co narzekać. Wyszło dobrze, nie jest naciągane, a zakończyłaś przyjemnym wątkiem, happy endem. <3
    Chociaż nie przepadam za sci-fi, to akurat przypadło mi do gustu. ;)
    Czekam na kolejne scenariusze, tak więc życzę weny i czasu! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć! dawno mnie tu nie było drożdżu :) (sorry nie mogłam sobie darować xD) Scenariusz zajebisty :D Pisz więcej, bo piszesz za mnie i za siebie, gdyż mnie się nie chce :) Powodzonka :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam xD ostatnio prawie nikt nic nie dodaje i smutno w życiu wiec naprawdę trafiłaś w porę ;) zapraszam do mnie :)
    k-popowe-sny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, jeśli potrzebujesz korektora, jestem chętna do pomocy, GG: 52012166 , Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  5. czekam i kocham wszystkie twoje prace <3
    zapraszam do mnie
    http://chanrae.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń